Kaczyński zdecydowanie zaprzeczył, by jego brat mógł w jakikolwiek sposób wpływać na załogę samolotu. Jest natomiast przekonany, że moralną i polityczną winę za śmierć prezydenta ponosi rząd Donalda Tuska (53 l.).
Protokoły zeznań, które prezes PiS złożył w lipcu, wyciekły wczoraj do mediów. Opublikował je portal TVN24. W większości mają bardzo osobisty charakter. Nie brakuje w nich jednak ostrych i jednoznacznych tez politycznych.
Jarosław Kaczyński, podobnie jak w osobistym wywiadzie dla "Super Expressu", przyznał w prokuraturze, że po raz ostatni widział się z bratem dzień przed tragedią, w szpitalu przy łóżku mamy. 10 kwietnia rozmawiali dwukrotnie przez telefon. Po raz pierwszy o godz. 6 rano. Po raz drugi prezydent zadzwonił już z samolotu, z telefonu satelitarnego 20 minut przed katastrofą.
- Nie odniosłem wrażenia, aby brat był czymkolwiek zaniepokojony bądź zdenerwowany. Nie słyszałem również niczego niepokojącego w tle - stwierdził Kaczyński. Przekonywał jednocześnie, że rozmawiali tylko o zdrowiu matki.
O katastrofie poinformował prezesa PiS Radosław Sikorski. Szef MSZ zadzwonił o godzinie 9. Według Kaczyńskiego miał stwierdzić, że "do katastrofy doszło z winy pilotów". - Była to wypowiedź kategoryczna, bez powołania się na jakiekolwiek źródło - czytamy w zeznaniach.
Chwilę po telefonie od Sikorskiego Kaczyński pojechał do szpitala, do matki. Chciał zadbać, by nie dowiedziała się o śmierci drugiego syna. W szpitalu prezes PiS dostał środki uspokajające. Potem wraz z najbliższymi współpracownikami udał się na miejsce katastrofy.
W Smoleńsku przywitał ich Jerzy Bahr, ambasador RP w Moskwie. Starał się przekonać szefa PiS, by nie oglądał ciała prezydenta. Bezskutecznie.
- Udałem się we wskazane mi miejsce w towarzystwie kolegów z partii i poprosiłem o odkrycie zwłok. Rozpoznałem je jako zwłoki mojego brata. Nie pamiętam szczegółów okoliczności związanych z identyfikacją ciała prezydenta, byłem pod silnym wpływem środków uspokajających - mówił w prokuraturze. Zeznał jednocześnie, że ciało Lecha Kaczyńskiego "leżało obok trumny, a wokół było dużo błota".
Jarosław Kaczyński przyznał w prokuraturze, że zawsze bał się latać rządowymi samolotami. Nie podobało mu się, że brat tak często z nich korzystał. Przywołał słowa premiera Leszka Millera, który kilka lat temu proroczo wypalił, że korzystanie z tych wysłużonych maszyn skończy się "spotkaniem w kondukcie żałobnym". Jarosław Kaczyński zeznał, że namawiał brata, by do Katynia pojechał pociągiem. Wszystko pokrzyżowała niespodziewana wizyta prezydenta w Wilnie 8 kwietnia. To właśnie na Litwie - według prezesa PiS - prezydencki lekarz rozmawiał z szefem Protokołu Dyplomatycznego Mariuszem Kazaną (też zginął pod Smoleńskiem). Kazana miał wówczas stwierdzić, że "wizyta prezydenta zaplanowana na 10 kwietnia 2010 roku jest nieprzygotowana przez MSZ".
W protokołach zeznań nie brakuje też mocnych tez politycznych. Jarosław Kaczyński winą za katastrofę obarczył premiera Tuska i jego otoczenie. - Przynajmniej w sensie moralnym i politycznym Donald Tusk i jego otoczenie ponoszą odpowiedzialność za katastrofę - oświadczył prezes PiS.